środa, 30 września 2009

ANGLIA – ŚPIĄCZKA CZY AGONIA?


Początek września bieżącego roku przyniósł na Wyspach Brytyjskich przyniósł wiadomości o kontrowersjach związanych ze zorganizowaną 9 września w Birmingham demonstracją skierowaną przeciwko ekspansji islamu na Wyspach Brytyjskich. Inicjatorem akcji była nowopowstała Liga Obrony Anglii (English Defence League), a przyczyną rozgłosu stała się regularna bitwa jaka miała miejsce pomiędzy organizatorami demonstracji, a kontrmanifestantami ze skrajnie lewicowej organizacji Razem Przeciwko Faszyzmowi (Unite Against Fascism). Członkowie Ligi Obrony Anglii deklarują chęć obrony tożsamości kulturowej swojego kraju przed postępującą islamizacją życia społecznego jaka od dziesięcioleci ma miejsce na Wyspach Brytyjskich. Grupa ta powstała w związku z wydarzeniami jakie z maja bieżącego roku w podlondyńskim Luton. Wtedy to zorganizowany został „Marsz dla Anglii” stanowiący odpowiedź na organizowane przez muzułmanów protesty wymierzone w brytyjskich żołnierzy stacjonujących w Iraku. Nieoficjalnie sugeruje się Lidze Ochrony Anglii bycie bojówkarską przybudówką Brytyjskiej Partii Narodowej (British National Party)– największego politycznego ugrupowania narodowego działającego na terenie Wielkiej Brytanii, mającego dwóch przedstawicieli w Europarlamencie od czego BNP oficjalnie się odcina. W Anglii tak jak w całym Zjednoczonym Królestwie coraz częściej słychać spotęgowane skutkami kryzysu gospodarczego głosy nawołujące do ochrony tożsamości kulturowej przed ekspansją islamu, na stronie internetowej BNP można przeczytać alarmujące komentarze związane ze stałym wzrostem ludności muzułmańskiej, czy też kwestią nielegalnych imigrantów… jednak należy się zastanowić czy nie jest za późno … Oficjalnie obowiązująca w brytyjskim systemie prawnym oraz lansowana przez media tzw. poprawność polityczna doprowadziła do sytuacji, w której często akcentowana ze strony rdzennych Brytyjczyków duma ze swojej przynależności narodowej czy też wyrażanie niepokojów związanych z postawami ludności muzułmańskiej jest ubierana w etykiety rasizmu i ksenofobii … z drugiej strony mamy do czynienia z doskonale zorganizowaną kilkumilionową ludnością muzułmańską (Pakistańczycy, Arabowie, Kurdowie, Albańczycy, Persowie etc.), która w odróżnieniu od tubylców posiada doskonałe wskaźniki przyrostu demograficznego (nie trzeba przytaczać faktu, że w społeczeństwach zachodnich trójka dzieci stanowi dziś rzadkie maksimum, natomiast w rodzinach muzułmańskich pięcioro – sześcioro dzieci stanowi standard), a często klanowy system rodzinny wzmacnia integrację w obrębie tych grup. Należy również zwrócić uwagę na fakt, że taki stan rzeczy paradoksalnie wspiera brytyjska polityka emigracyjna (podobnie mamy w innych krajach Europy – jak np. we Francji czy krajach Beneluksu), gdzie liczba przyjmowanych imigrantów była niewspółmierna do potrzeb rynku pracy. Muzułmańskie enklawy w Wielkiej Brytanii jak i w całej Europie ze swojej natury mają charakter hermetyczny i zintegrowanie ich z ludnością miejscową bywa wręcz niemożliwe – decydują o tym czynniki religijne, kulturowe (klanowy charakter społeczności muzułmańskich ze swoich założeń często chroni klan przez „wpływami z zewnątrz”)… W Europie już słychać głosy muzułmanów żądających respektowania przez kodeksy prawne ich obyczajów. Szczególnie znaną kwestią jest dążenie przez muzułmanów w kilku krajach naszego kontynentu (m.in. w Anglii i Norwegii) do łagodniejszego traktowania tzw. „zabójstw honorowych” czy przypadkami przemocy rodzinnej. Obserwując tą sprawę z jeszcze jednolitej kultorowo Polski pozostaje zadać sobie tylko pytanie, czy w ogarniętej konsumpcjonizmem, drążonej niskim przyrostem naturalnym oraz często nieelastyczną polityką gospodarczą i społeczną Europie głosy za obroną tożsamości kulturowej są przebudzeniem ze śpiączki, czy też agonalnymi jękami wydawanymi przez zachodnie społeczeństwa.